Nowy Rok to nie żadna magia. Naprawdę.
Zbliża się ostatni dzień roku. Aktualnie – wyjątkowo trudnego. Większość z nas mimo wszystko stara się przy tej okazji, przynajmniej w jakimś małym stopniu, świętować. Na niebie jak co roku widzimy fajerwerki, otwieramy szampana, składamy sobie życzenia. To taki czas, w którym czujemy podekscytowanie, w końcu zaczyna się coś nowego. Później jest kolejny dzień, jak się okazuje, niczym nie różniący się od reszty dni w roku poprzednim. No, chyba, że kacem. Patrząc przez pryzmat naszego życia, a nie dat w kalendarzu – każdy kolejny dzień jest kontynuacją codziennej rzeczywistości. Rzecz pierwsza, która może być w tej kwestii istotna to WYOBRAŻENIA jakie o tym „nowym” wysnuliśmy i idące za nimi rozczarowanie. Wszyscy dobrze wiemy, że tego pierwszego dnia stycznia nie wydarzy się nic szczególnego.
Możesz mieć postanowienia noworoczne, środkoworoczne, a nawet zupełnie niezależne od miejsca na skali roku.
Naprawdę. Jeżeli czujesz, że to właśnie 1 stycznia jest dobrym czasem na to, żeby wprowadzić w swoim życiu jakąś zmianę – śmiało. Wiele osób niestety odczuwa presję, bo wszyscy dookoła mówią o wielkich noworocznych przedsięwzięciach. Presja i idące za nią napięcie nie są odpowiednią trampoliną do zmian. Powodują częściej blokadę. W takich sytuacjach radziłabym raczej odpuścić i wybrać się na spacer, poczytać książkę czy obejrzeć film.
Jesteś dobrym człowiekiem. Ale czy jesteś dobrym dla siebie?
W kwestii realizacji celów zasada : BYĆ DLA SIEBIE ŁAGODNYM powinna być podstawową zasadą. Jeżeli nasza codzienność jest przepełniona pracą i stresem to każdy nowy obowiązek jedynie spotęguje poczucie przytłoczenia i potrzeby zmiany. Zawsze w tym kontekście podpowiadam, żeby nie robić od razu rewolucji. Lepsze będą małe, ale celowe i zaplanowane kroki niż rzucenie się na głęboką wodę, z której po natychmiastowym zachluśnięciu będziemy uciekać. Pytanie samego siebie o to czego potrzebuję, żeby czuć się dobrze nie jest egoizmem, ale warunkiem koniecznym do tego, żeby dobrze funkcjonować. Również w kwestii nowych postanowień.
A kiedy już wiesz, że chcesz…
Doprecyzuj – czego chcesz konkretnie. Postanowienia noworoczne bardzo często brzmią podobnie z wielu ust. „Chcę schudnąć”, „chcę coś zmienić w swoim życiu”, „chcę się znowu rozwijać”, „chcę nauczyć się jakiegoś języka”, „chcę być lepszą mamą”…
Zadaj sobie pytanie : Po czym poznam, że osiągnąłem/osiągnęłam swój cel? Co dokładnie zadzieje się wtedy w moim życiu?
O haśle, które po wydarzeniach z ostatniego roku brzmi co najmniej zabawnie. Mowa o PLANOWANIU.
Opisywałam już jakiś czas temu metodę na zwiększenie efektywności, której autorką jest Gabriele Oetingen. Mowa o WOOP (Wish, Outcome, Obstacle, Plan). Najprościej rzecz ujmując – jeżeli chcemy spotęgować szansę na osiągnięcie celu, warto skorzystać z wyobrażeń. Zgodnie ze wspomnianą metodą w pierwszej kolejności wyobrażamy sobie sam cel, następnie korzyści jakie z niego płyną, czyli tzw. motywatory, w kolejnym kroku przeszkody, które mogą stanąć na drodze do jego realizacji, a na końcu plan zgodnie, z którym tym przeszkodom zaradzimy. Jeżeli przeszkodą na drodze do nauki języka będzie utrata zapału po drodze, to sposobem na taką sytuację może być zaplanowanie, że wtedy pomimo gorszego czasu i braku chęci zmobilizujemy się do spotkań z lektorem i wspólnie przegadamy w jaki sposób zwiększyć zasoby energetyczne.
Jak to jest, że innym się udaje?
No właśnie tak, że im się nie udaje. Ci inni też krok po kroku wykonują swoją robotę.
Jeżeli myślisz, że motywacja to takie coś, co sprawia, że przez cały proces realizacji celu ludzie mają ogromne chęci i tzw. powera, który sprawia, że każde wyzwanie pokonują z wielkim entuzjazmem – jesteś w błędzie. Motywacja, łącząc się z tym, co napisałam w punkcie wyżej, polega na tym, że działamy pomimo braku chęci. Mając świadomość, że to normalne, że nam się czasem nie chce.
Bądź jak guma w rajtkach.
Elastyczność w kontekście realizacji celów bardzo się przydaje. Jeżeli masz gorszy dzień, mniej energii albo dzieje się coś czego nie planowałaś/planowałeś, co sprawia, że nie jesteś w stanie zrealizować bieżącego planu w 100 % – zrób minimum, które Cię zbytnio nie obciąży.
Im bardziej sztywne punkty w Twoim planie, tym bardziej jego realizacja robi się czarno-biała, czyli albo wygram albo przegram. Tak jest z restrykcyjnymi dietami. Jeżeli cel brzmiał, że przez 3 miesiące nie będę jeść białego pieczywa, cukru itp. I nie ma od niego żadnych ustępstw, to nawet mały „skok w bok” w stylu zjedzenia cukierka doprowadzi nas do ogromnych wyrzutów sumienia i odbierze energię na powrót do realizacji postanowienia. Kiedy nie narzucasz sobie tak sztywnych ram nie ma mowy o powrocie, bo robienie rzeczy, które pozornie nie przybliżają nas do celu jest dozwolone. Ba! Jest wręcz nakazane. Każdy człowiek potrzebuje czasem cukierka, a nawet dwóch. I dosłownie i w przenośni.
„Siedzę i siedzę, myślę i myślę”…
I to może być albo przekleństwo albo błogosławieństwo.
Pytanie brzmi „co ja sobie myślę realizując cel?”, a założenie jest takie, że nasze myśli mogą nam w tej realizacji pomagać lub przeszkadzać. Warto monitorować wszystkie momenty, kiedy w trakcie spełniania postanowienia pojawia się nagły spadek energii, nastroju, a co za tym idzie motywacji. Zazwyczaj taka zmiana jest wynikiem myśli jakie automatycznie pojawiły się w naszej głowie. „Nigdy mi się nie uda”, „Nie mam silnej woli”, „To nic nie zmieni”. Za naszymi myślami pojawiają się emocje i nastroje, te z kolei wpływają na samopoczucie i w dalszym planie na efektywność.
Poniżej znajdziesz bardzo przydatną książkę, która pomoże Ci regulować wspomniany schemat.
Trenuj wdzięczność.
Pamiętaj, że mamy tendencję do dostrzegania negatywnych aspektów naszego życia, podczas gdy pozytywy ignorujemy. To dosyć powszechne. Zacznij trenować umiejętność dostrzegania nawet drobnych pozytywnych rzeczy, które wydarzyły się każdego dnia. Podobnie traktuj realizację celów. Nie bądź w tej kwestii zbyt wymagająca/y wobec siebie. Notuj codziennie wieczorem trzy pozytywne rzeczy jakie wydarzyły się danego dnia.
Pamiętaj, że nie każdy ma równy start.
Jak nieraz słyszę, że wystarczy tylko chcieć to jeży mi się włos na nogach. No nie wystarczy. I tu wcale nie chodzi o szukanie wymówek. Każdy z nas ma jakieś fundamenty pod zmianę, którą chce w swoim życiu zaprowadzić. Jedni zaczynają z dużym zapleczem energetycznym, finansowym, ze wsparciem, a inni w sytuacji, która zmusza do walki o każdy wymieniony aspekt. Jeżeli jesteś w tej drugiej grupie, tym bardziej doceniaj każdy, nawet najmniejszy krok w kierunku zmiany. Doceniaj siebie nie za obiektywnie dostrzegalne efekty, ale za trud i zaangażowanie, które wkładasz w realizację celu, a jeżeli czujesz się przytłoczona/y – poproś o wsparcie.
I PAMIĘTAJ, CIOCIA EDZIA DOBRZE CI RADZI – NIE PORÓWNUJ SIĘ Z INNYMI! JEDNAKOWOŻ O TYM W KOLEJNYM WPISIE 🙂